Nauka na błędach czyli malowanie kapitana Dark Angelsów

Moja druga przygoda z malowaniem figurek z Warhammera 40k polegała głównie na nauce na błędach. To co widzicie poniżej, to efekt tego co udało mi się odratować, ale zacznijmy od początku...

Z ciekawości przeglądałem licytacje z WH 40k i postanowiłem zalicytować jedną figurkę, którą ktoś zaczął malować, ale nie dokończył. 


Wygrałem i przyszło coś takiego. Dark Angels Captain i z jakiegoś powodu dodatkowo podstawka z Necromundy (z którą jeszcze nie wiem co zrobić).


Następnym krokiem było naturalnie utopienie części w rozpuszczalniku. Robiłem to po raz pierwszy, więc nie wiedziałem do końca czy powinienem rozcieńczać czy nie. Ostatecznie zdecydowałem się na mieszankę 1:1 z wodą i zostawiłem to tak na dwa dni.


Następnie przyszedł czas na skrobanie szczoteczką do zębów oraz mycie.


Efekt końcowy tych zabiegów po wysuszeniu jest jak powyżej. W niektórych miejscach zostało trochę zielonego zabarwienia, ale szczerze mówiąc uznałem, że nie chce mi się już powtarzać całego procesu.


Postanowiłem skleić całość przed malowaniem, bo szczerze mówiąc nie wiedziałem jak mi to wyjdzie i okazało się to dobrą decyzją... Sporo kleju wyszło poza klejone fragmenty, przez co musiałem potem zeskrobywać nadmiar. Nie jestem zadowolony z moich umiejętności sklejania modeli, ale w końcu to drugi, który musiałem w ogóle kleić.


Następnie zająłem się podstawką. Jako, że akurat nie miałem żadnych 40 mm, a w zestawie była tylko ta mniejsza (tej z Necromundy nie chciałem używać, bo nie pasowała mi kontekstowo, a szkoda mi ją było zakrywać teksturą), zdecydowałem się wyciąć 4 centymetrowe kółko z korka i wkleić do środka oryginalną podstawkę, żeby było łatwiej zamocować figurkę. Uprzedzając hejt fanów WH: ja nie gram, tylko maluję, więc uznałem, że nie zaszkodzi ;)

Na korek nakleiłem trochę kamieni, po czym spryskałem podstawkę i figurkę czarnym podkładem. Niestety zapomniałem zrobić zdjęcie... 


Kolejnym krokiem było pomalowanie kamieni na szaro, jasny dry brush na nich, poprawienie na biało krawędzi i naklejenie trawy.


Kolejna rzecz, którą robiłem pierwszy raz to nakładanie farby teksturowej od Citadela. Tak się składa, że w jednym z zestawów farb, który kupiłem był Armageddon Dust, więc skorzystałem... i szczerze mówiąc trochę się zawiodłem. Miał miał wyglądem przypominać pustynną drogę, a wyszło coś co bardziej przypomina błoto. Możliwe, że źle go zaaplikowałem, będę jeszcze testował w przyszłości.


Przyspieszając trochę: tak wyglądał nasz Kapitan z przodu, po nałożeniu kolorów bazowych i zrobieniu lekkich edge highlightów,


a tak z tyłu. Po fakcie myślę, że chyba lepiej byłoby zrobić zbroję i szaty, po czym pociągnąć całość washem i dopiero robić detale. 


Zamiast tego zrobiłem wszystko i dopiero potem męczyłem się z wybiórczym cieniowaniem. Powyżej jak to wyglądało z przodu, 


a tutaj od tyłu. 

Nauczony doświadczeniem z poprzedniej figurki z WH 40k nie robiłem krwi przed lakierowaniem. Niestety samo lakierowanie było moim największym failem przy tym projekcie...


Efekty jak powyżej, spowodowany dwoma czynnikami: po pierwsze przesadziłem z ilością, po drugie nie wiedziałem, że wilgotność powietrza ma znaczenie, a robiłem to rano, po nocy kiedy padało. 

Na szczęście znalazłem w internecie, że da się to w pewnym stopniu odratować lakierując jeszcze raz. Nowa warstwa lakieru rozpuszcza starą i obie wysychają razem. Trochę się bałem efektów, więc psiknąłem lakierem do słoika i nakładałem pędzlem. Faktycznie pomogło, ale tutaj dowiedziałem się kolejnej rzeczy, mianowicie nowa warstwa lakieru rozpuszcza starą... ale jeśli zbyt mocno się ją nakłada, to rozpuszcza też farbę pod spodem. Niestety wiązało się to z koniecznością drobnych poprawek, ale ostatecznie jestem dość zadowolony z efektów. 


Na sam koniec nałożyłem krew na miecz i zrobiłem małą kałużę na podstawce, żeby wyglądało jakby nadmiar skapywał z miecza na ziemię. Próbowałem jeszcze uzyskać efekt spryskania krwią pancerza, po uderzeniu (widziałem coś takiego tutaj), ale nie wyszło to zbyt dobrze. Efekt końcowy powyżej.


A tutaj od tyłu. Nie jest idealny, ale biorąc pod uwagę ilość błędów jakie popełniłem w trakcie, jestem z niego całkiem zadowolony. Nie chciało mi się wracać do początku i malować go od zera, ważniejsze dla mnie było wyciągnięcie wniosków i nauka nowych rzeczy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O chamstwie i czarnym humorze, czyli recenzja Kart Dżentelmenów

O umieraniu i nienawiści, czyli recenzja Dark Souls [część 2 - przygotowanie do rozgrywki i mechanizmy]

Diorama na konkurs Oathsworn: Into the Deepwood