O trzech pierwszych razach, czyli figurki menhirów z Tainted Grail: The Fall of Avalon

Pierwszymi figurkami z Tainted Grail, które postanowiłem pomalować są trzy menhiry. Zdecydowałem się zacząć właśnie od nich, ponieważ chciałem się dobrze wczuć w klimat gry zanim zabiorę się za postaci i potwory oraz dlatego, że wydawały mi się prostym i szybkim projektem (o ja naiwny). Postanowiłem też przy okazji po raz pierwszy w mojej malarskiej “karierze” zmierzyć się z tzw. OSL (ang. Object Source Lighting) czyli światłem, którego źródło jest wkomponowane w model. Kropką nad i miały być suche pigmenty, które od kilku miesięcy czekały na pierwsze użycie.


Zacząłem standardowo, czyli od oczyszczenia i odtłuszczenia figurek. Od razu dorzuciłem też żetony. Są one wykorzystywane w menhirach, jako liczniki. Na razie skupmy się na figurkach, do żetonów wrócę jeszcze pod koniec.


Na podkład wybrałem Chaos Black od Citadela, który później pokryłem szarą farbą, przy pomocy aerografu. Świadomie zrezygnowałem tutaj z zenithal highlightów. Menhiry w świecie Tainted Grail to wielkie i tajemnicze posągi, które chronią przylegające do nich tereny i mieszkańców przed dziwem, w zamian za ofiary. Jako, że każdy z trzech modeli ma w sobie świece ofiarne, postanowiłem wzmocnić ich efekt, umiejscawiając figurki w szarówce, jak o zmierzchu kiedy słońce już prawie zajdzie, ale jeszcze nie jest całkowicie ciemno, lub jak przy dużym zachmurzeniu. Taki zabieg wydawał mi się pasować do klimatu całej gry, stąd właśnie kolory miały być przygaszone, ale nadal rozpoznawalne, brak światła padającego z góry lub z przodu, a świeczki są stosunkowo jasnym, ale nie jedynym źródłem światła. Tak przynajmniej miało być, a wyszło… cóż, wyszło trochę inaczej.


Po nałożeniu podkładu i utopieniu modeli w czarnym washu (Nuln Oil for life!*) zabrałem się za pomalowanie pnączy, wspinających się na menhiry.


Dodałem na nich też brązowe cieniowanie, w miejscach gdzie były grubsze i bliżej ziemi. W samouczku do Tainted Grail znalazłem też fragment fabuły, w którym było wspomniane o tym, że menhiry były przyozdobione czerwonymi wstążkami. Wydawało mi się to bardzo charakterystycznym rysem tego świata, więc postanowiłem pomalować na czerwono to, co najbardziej przypominało mi wstążki w tych figurkach, czyli coś w rodzaju taśm, oplatających ręce posągów.




Kolejnym krokiem było położenie bazowych kolorów na plecach menhirów. To właśnie w tym momencie zacząłem je odróżniać od siebie jako trzy odrobinę inne projekty. Fabularnie wytłumaczyłem sobie to tak, że każdy z tych posągów został w jakiś sposób obudowany lub przyozdobiony materiałami łatwo dostępnymi dla mieszkańców danego rejonu. Nie wiem jak to się ma do faktycznej fabuły gry, bo planujemy zagrać dopiero jak skończę figurki, niemniej jednak figurki zostały roboczo ochrzczone jako Kości, Kamień i Drewno.




Każdemu z menhirów dostało się też odpowiednim washem lub washami na dobudowanych częściach.




Następnie zająłem się highlightami i dokładniejszym cieniowaniem unikalnych części posągów.

Drewno wymagało najwięcej roboty, bo i ma najwięcej szczegółów. Mamy tutaj nabudowane kamienie, kłody drewna, liny i płótno, a to wszystko zakrywa ziejącą dziurę w samym środku menhiru, w którą ktoś wstawił misę i świeczki. Fabularnie tłumaczyłem sobie to tym, że prawdopodobnie ktoś lub coś uszkodziło posąg, jednak ludzie postanowili go naprawić za wszelką cenę i to też starałem się odwzorować.

Na Kamieniu zastosowałem dry brush, jednak chciałem zrobić coś ciekawego i postanowiłem użyć dla odmiany nie białego, czy szarego, a zielonego koloru, żeby nadać mu trochę klimat mistycyzmu i tajemnicy. Efekt finalny był taki, że wygląda jak… naturalny kamień. Mimo wszystko chyba wolę tak, niż gdyby miał się okazać oderwany od fabuły. 

Kości dostały zwykłego dry brusha jaśniejszym kolorem żeby wyciągnąć trochę ich naturalną biel. 


Początkiem końca tego projektu było dorobienie OSL do świeczek. Tutaj nieocenione okazały się tusze akrylowe. Rozbiłem ten proces na 4 etapy. Pierwszym było delikatne nałożenie rozcieńczonego białego tuszu aerografem, w miejscach gdzie świeczki powinny dawać najwięcej światła, czyli najbliżej płomienia.


Drugim etapem było poprawienie efektu uzyskanego za pomocą białego tuszu, przy pomocy żółtego. Tutaj już nakładałem go odrobinę szerzej, tak żeby spróbować w większości zarysować zasięg światła.

Trzecim etapem było poprawienie części żółtych odblasków na kolor pomarańczowy. Tutaj starałem się też odrobinę wyjść poza obszar żółtego światła, tak żeby na samym kamieniu zaznaczyć blady poblask świeczek. Za każdym razem dość mocno rozcieńczałem tusz, żeby mieć nad nim pełną kontrolę i nie nałożyć zbyt mocnych kolorów. Lepiej wrócić i poprawić drugą warstwą, jak pierwsza wyschnie.


Czwarty etap polegał na delikatnym oznaczeniu mocniejszych odblasków, które powstają zazwyczaj na krawędziach. To już robiłem przy użyciu zwykłych farb i pędzla, w większości stosując technikę glazingu. Nałożyłem też na podstawkę cienką warstwę farby teksturowej od Citadela i pomalowałem ją washem, co przy okazji widać na zdjęciu powyżej.

Po wszystkim polakierowałem menhiry i wybiórczo (głównie na dolnych częściach) nałożyłem na nie trochę zielonego pigmentu domowej roboty**. Utrwaliłem go kolejną warstwą lakieru, ale nie robiłem już specjalnie zdjęć, bo efekt końcowy wyszedł tak delikatny, że nie było go prawie widać bez dodatkowego doświetlenia. Jak się przyjrzycie, to da się zauważyć na ostatnich zdjęciach.

Całość wykończyłem dodając odrobinę trawy elektrostatycznej i drobnych kempek farbowanej gąbki. Finalny efekt poniżej :)











Ostatecznie nie wyszło mi dokładnie tak, jak to początkowo planowałem, ale i tak jestem zadowolony. Mam jeszcze w kolejce kilka figurek, które mają “wbudowane” źródła światła, więc na następny raz będzie lepiej :)

Dajcie znać jak wam się podoba. Zapraszam do komentowania tutaj, lub na naszych social media, jesteśmy na FB i na Instagramie.


Bonusowo dorzucam też żetony z licznikami. Tutaj nie będę się rozpisywał nad procesem powstawania, bo da się go szybko streścić. Metaliczny podkład na start (Ledbelcher z puszki), detale malowałem ciemozłotym metalikiem, na całość nałożyłem sporo Nuln Oil i Seraphim Sepia starając się zachować trochę losowości podczas aplikacji. Po wszystkim poprawiłem same cyfry jasnym metalikiem dla lepszej czytelności.

Jeśli chcecie poczytać więcej o Tainted Grail, to zapraszam na nasz unboxing oraz na relację z pierwszych wrażeń (bez spoilerów). W przyszłości pojawi się też więcej postów z malowania figurek, unboxing dodatków oraz recenzja, więc was do obserwowania ;)


*Tak naprawdę to nie. Korzystam z Nuln Oil głównie do cieniowania skał, kamiennych tworów i czasami metalu. W żadnym wypadku nie zgadzam się z tym, że Nuln Oil jest najważniejszym z washy i wystarczy tylko on.

**Kupujecie miękkie kredki pastelowe i ścieracie je na drobnym sitku. Gratulacje, macie domowej roboty pigmenty, za ułamek sklepowej ceny ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O chamstwie i czarnym humorze, czyli recenzja Kart Dżentelmenów

O umieraniu i nienawiści, czyli recenzja Dark Souls [część 2 - przygotowanie do rozgrywki i mechanizmy]

Diorama na konkurs Oathsworn: Into the Deepwood