O umieraniu i nienawiści, czyli recenzja Dark Souls [część 1 - unboxing]


Dark Souls - The Board Game jest grą od Steamforged Games Ltd, ufundowaną w trakcie kampanii Kickstarterowej w 2017 roku. Projekt cieszył się dużą popularnością, bo zebrał aż 3,77 miliona funtów brytyjskich, czyli ponad 17 milionów złotych. Dzięki wsparciu graczy udało się odblokować ponad 70 stretch goali, które wzbogacały grę między innymi o dodatkowe elementy otoczenia, karty, klasy postaci, przeciwników, 3 nowych bossów, 10 Mrocznych Upiorów służących za mini bossy oraz postaci niezależne, które można przyzwać do pomocy (mechanizm niedostępny w normalnej wersji gry).

My niestety Kickstartera przegapiliśmy, jednak udało nam się zakupić wersję retail, taką jaka jest dostępna w sklepach, po zakończeniu kampanii.


Na wstępie zaznaczę, że planszówka nie odzwierciedla historii z żadnej z cyfrowych Soulsów. Zamiast tego daje nam możliwość przeżycia swojej własnej przygody, w której wystąpią przeciwnicy ze wszystkich części trylogii.

Zacznijmy od zawartości pudełka. Po zdjęciu górnej pokrywy pierwszym widokiem, który zobaczymy jest... napis "You Died", który w jest swoistym znakiem rozpoznawczym Dark Souls. W oryginalnych grach widzimy go po śmierci. Zawsze taki sam, zawsze równie enigmatyczny i zawsze oznacza to samo: nie byliśmy wystarczająco dobrzy. Kto grał, ten doskonale wie jak często się go widuje... Bardzo fajny i klimatyczny ukłon w stronę pierwowzoru.


Pod spodem znajdujemy tackę z kartami, która niestety jest najsłabszym elementem całego zestawu. Z przykrością przyznaję, że nie zdarzyło mi się otwierać tego pudła i nie narzekać na wysypujące się i mieszające się karty... Nie byłoby problemu gdyby na tacce były jakiegoś rodzaju przegródki, ale niestety nie zostały one przewidziane przez autorów. Wynikiem jest 6 stosów kart leżących obok siebie, co sprawia, że niemal za każdym razem mamy jeden wielki bałagan, niezależnie od tego jak dokładnie wszystko ułożymy po zakończonej sesji.


W Dark Souls dostajemy do dyspozycji dwa rodzaje kart. Te w klasycznych wymiarach służą do definiowania zachowania przeciwników oraz bossów w trakcie walki. Mniejsze karty zawierają mini scenariusze do odegrania w każdym z pomieszczeń, do których wchodzimy oraz stanowią ekwipunek, który możemy zdobyć w trakcie gry. Jest on podzielony na elementy startowe dla każdej klasy postaci, sprzęt dostępny dla wszystkich (zdecydowana większość) oraz zaawansowane przedmioty klasowe i legendarne (dostępne po pokonaniu pierwszego bossa).

Jeśli chodzi o ilość talii, na które można podzielić karty, to mówimy tu o liczbie sięgającej ponad 20 talii. Mówię "ponad" celowo, bo sposób dzielenia kart w Dark Souls jest mocno umowny. Instrukcja narzuca tylko ogólny podział, natomiast jeśli nie chcemy co jakiś czas przekopywać się przez talie karta po karcie, osiągniemy mniej więcej taki efekt:


Wracając do zawartości pudełka... Obok kart włożone jest mniejsze kartonowe pudełko zawierające najciekawszą wizualnie część zestawu: duże figurki z bossami. W podstawowej wersji gry dostajemy ich łącznie siedem. Cztery z nich mini bossy: Titanite Demon, Frost Knight, Winged Knight i Gargulec*. Jeśli chodzi o głównych bossów, to w zestawie są dwa, reprezentowane przez trzy figurki. Ponownie, kto grał w Dark Souls 1, ten już wie czego się spodziewać, dostajemy oczywiście duet Executionieer Smough i Dragon Slayer Ornstein oraz niezapomnianą Tancerkę z Dark Souls 3 (Dancer of the Boreal Valley).


Modele bossów wykonane są szczegółowo i dokładnie. Jeśli planujemy je malować, to oczywiście będą wymagały odrobinę skrobania i piłowania, ale nie tak dużo jakby się mogło wydawać przy tych rozmiarach.


Na zdjęciach możecie zauważyć drobne skazy i "uszkodzenia" na niektórych figurkach, ale powstały one z mojej winy, w trakcie przygotowywania ich do malowania.


Obok pudełka z bossami znajduje się drugie, mniejsze, w którym znajdziemy cztery figurki graczy (w innym kolorze niż cała reszta), szesnaście figurek przeciwników i samotnego Ornsteina, który nie zmieścił się z resztą bossów (jest najmniejszy z nich).


Tutaj muszę wspomnieć, że na pochwałę zasługuje skalowanie modeli. Grając widać i czuć różnicę rozmiarów postaci, co bardzo fajnie wpływa na wrażenia, szczególnie podczas walki z bossem.


Pod figurkami znajdziemy wypraski z kaflami pomieszczeń, tokenami, licznikami zdrowia bossów oraz planszami graczy. Tych ostatnich nie układałem do zdjęcia, bo poza obrazkiem, różnią się między sobą tylko opisem umiejętności specjalnej, a i tak będę je omawiał w następnej części.


Niestety pudełko nie ma żadnego insertu, więc wszystkie te elementy po użyciu musimy wrzucić luzem do środka, a że trochę ich jest, to nie tylko robi się duży bałagan (znowu), ale też mogą się zdarzyć uszkodzenia żetonów. Miejsca nie ma zbyt dużo i czasami coś się wgniata lub wygina.

Całości zestawu dopełniają drewniane klocki do oznaczania stanu zdrowia i wytrzymałości oraz zdobytych poziomów. Mamy też kilka rodzajów kości: czarne, niebieskie i pomarańczowe do walki, zielone do uników.


Po opis mechanizmów i rozgrywki zapraszam do drugiej części recenzji O umieraniu i nienawiści, czyli recenzja Dark Souls [część 2 - przygotowanie do rozgrywki i mechanizmy]

*Wybaczcie, że mieszam polskie i angielskie nazwy, ale jako fan serii grałem we wszystkie gry po angielsku i w większości przypadków wydaje mi się po prostu bardziej naturalne posługiwanie się oryginalnymi nazwami. Niektóre z nazw spolszczam lub tłumaczę, bo na przykład mówienie Gargulec zamiast Gargoyle wydaje się po prostu naturalne, jednak nazywanie Titanite Demona jego polską nazwą, czyli Tytanicznym Demonem (WTF?) jest jak popełnianie zbrodni na Soulsach... 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O pierwszym podejściu do drukowania planszówek

O tajemnicy morderstwa, czyli recenzja Cluedo