Tidal Blades: Heroes of the Reef - Unboxing

Tidal Blades: Heroes of the Reef to gra, od której dla mnie wszystko się zaczęło. Wcześniej jedyne gry planszowe, które znałem to szachy, warcaby, chińczyk oraz rak tego hobby: Monopoly. Dość oczywiste więc było to, że uważałem je za nudne i nieciekawe... I tutaj na białym koniu wjeżdża Druid City Games ze swoją kampanią Tidal Blades na Kickstarterze i roznieca iskrę planszówkowego hobby. Dziś, po dwóch latach oczekiwania mamy regał pełny gier i stół zajęty przez plansze i karty (dużo plansz i kart) pozostałe po wczorajszej pierwszej rozgrywce w Tidal Blades. Ten post nie jest recenzją, na tą musicie jeszcze trochę poczekać, ale już teraz mogę powiedzieć “warto było”, bo czuję, że może to być jedna z naszych ulubionych gier. A teraz zajrzyjmy do pudełka, bo Tidal Blades to produkcja na tyle duża, że zasługuje na swój unboxing.


Przyjechało do nas w ogromnym i ciężkim pudle, które gdyby było trochę wyższe, na spokojnie mogłoby zmieścić średniej wielkości telewizor. Bardzo fajnym dodatkiem jest tutaj nadruk już na kartonie, dzięki temu nie mamy wątpliwości co odbieramy ;)


A tak wygląda zawartość tego wielkiego kartonu. Też jest wielka. Pudełko od Tidal Blades jest niemal dwukrotnie dłuższe od standartowego pudełka, jakie ma na przykład Everdell czy Zona.

Zamówiliśmy wersję deluxe, która podmienia niektóre elementy gry na lepsze jakościowo i wprowadza figurki postaci zamiast kartonowych statuetek. Dodatkowo wzięliśmy też dodatek Angler’s Cove, który wprowadza nową grywalną postać, nowe mechaniki oraz daje możliwość gry w 5 osób.

Od razu zaznaczę, że nie będę opisywał unboxingu dodatku, bo podczas wypakowywania głównego pudełka gry musiałem z niego wyjąć całą masę kartonowych wypełnień, które pomagały w transporcie i postanowiłem od razu sprawdzić czy komponenty z dodatku mieszczą się razem z podstawką (mieszczą się), dlatego po prostu pokażę wam z czego się składa Tidal Blades.


Po podniesieniu wieka pudełka mamy niespodziankę w postaci mapy świata gry na wewnętrznej stronie. Nie jest to do niczego potrzebne w trakcie rozgrywki, ale samo w sobie stanowi bardzo fajny motyw.

Muszę tutaj też wspomnieć o samym pudełku, które poza tym, że jest wielkie to jest też grube. Imponująco grube... I nie, nie mówię tutaj o jego wysokości, a o grubości kartonu. Przy obecnej na rynku tendencji do robienia coraz cieńszych ścianek pudełek do gry miło jest dostać produkcję, której wieczkiem możesz komuś przyłożyć i prawdopodobnie nie spowoduje to nawet wgniecenia na kartonie ;)

A tak na poważnie, to już samo podnoszenie wieka Tidal Blades sprawia, że czuje się, że jest to produkt ekskluzywny i że nie oszczędzali na materiałach. Super sprawa, tym bardziej, że jak na standardy Kickstartera, to ta gra nie była bardzo droga.


Pierwszym co rzuca nam się w oczy po otwarciu pudełka są książeczki z instrukcją, almanachem (i w naszym wypadku dodatkowa instrukcja do dodatku) oraz specjalne wypraski na kości, do których jeszcze wrócę.


Sama instrukcja jest duża i pięknie ilustrowana. Bardzo fajnym pomysłem jest rozpisanie przykładów niektórych zasad w formie mini-komiksów.


Do edycji Kickstarterowej Tidal Blades był również dołączony artbook, który twórcy postanowili dodatkowo rozszerzyć o fabularne opisy świata, wydarzeń i postaci. Dodatek całkowicie niewymagany do gry, ale bardzo ciekawy dla kolekcjonerów.


No, ale wróćmy do wspomnianych wcześniej specjalnych wyprasek na kości. W pudełku znajdziemy jedną dużą, przeznaczoną na wszystkie 76 kości, podzieloną na przegródki odpowiadające kolejnym poziomom ulepszeń a także dwie mniejsze wypraski na zasoby.

W Tidal Blades rolę zasobów pełnią muszle oraz owoce, których kartonowe żetony zostały w edycji deluxe zamienione na akrylowe i gumowe odpowiedniki. Te gumowe owoce dla mnie osobiście nie są najlepszym pomysłem. O ile w Everdell sprawdziły się bardzo dobrze, to w Tidal Blades materiał, z którego są wykonane jest odrobinę inny, przez co są odrobinę lepkie i mogą zbierać kurz.


Pod instrukcjami znajdujemy mały stos kafelków tworzących główny obszar gry. W Tidal Blades to taki odpowiednik planszy do gry, o trochę niecodziennych kształtach, ale sprawdzają się całkiem nieźle, są solidnie wykonane i pięknie ilustrowane. Na zdjęciu widać też kafelek z dodatku Angler’s Cove.


Poniżej znajdziemy planszetki postaci, służące do śledzenia rozwoju i zarządzania kostkami graczy. Caiman, Eko, Axl i Dust to postaci z podstawowej wersji gry, natomiast Sagashi jest wprowadzony w dodatku Angler’s Cove.


Po wypakowaniu kartonów docieramy do kart i figurek, schludnie zapakowanych w osobne przegródki. Do insertu na karty muszę się niestety odrobinę przyczepić, bo zdarza się, że karty z niego po prostu wypadają. Za to figurki i żetony siedzą bezpiecznie na swoich miejscach, przytrzymane solidną plastikową pokrywą.


W zestawie dostajemy też plastikową arenę do rzucania. Po wstępnych testach muszę przyznać, że sprawdza się całkiem nieźle i jest dość solidnie wykonana, tylko stosunkowo głośna.


W Tidal Blades nie tylko kości mamy dużo, kart też jest dostatek. Są tutaj karty wyzwań różnego rodzaju, wyczynów, mniejsze kwadratowe karty misji i ogłoszeń nadające kierunek rozgrywce, większe karty pomocy oraz potworów, z którymi możemy się zmierzyć, karty rynku oraz karty do gry solo.


Do tego każda z postaci ma swoją własną talię rozwoju oraz kartę opisującą jej historię i proponowany styl gry. W sumie jest ich całkiem sporo, a to wszystko dobrej jakości sztywne karty z teksturowanym wykończeniem. Sprawiają bardzo dobre wrażenie zarówno wizualnie, jak i podczas rozgrywki.



Na koniec zostawiłem figurki. W podstawowej wersji są żetony i kartonowe statuetki, natomiast w wersji deluxe dostajemy modele, które są nie dość, że świetnej jakości, to jeszcze rozmiarów zbliżonych do Warhammera, co na planszówkowe standardy jest naprawdę imponujące.

Mamy tutaj figurki postaci, ich popiersia do użycia na jednym ze wskaźników w grze, model sędziego, łodzi wyścigowej oraz znacznik rundy. Jak na produkcję Kickstarterową to ilościowo powiedziałbym, że tak średnio, bo można by było dorobić jeszcze potwory… ale cieszę się, że Druid City Games tego nie zrobiło, bo ewidentnie poszli w jakość, a nie ilość. To druga ich gra, którą mamy i po raz drugi jestem pod wielkim wrażeniem figurek, które nie tylko mają świetne projekty i dobrze zachowane szczegóły, ale też wymagają minimum przygotowywania do malowania. Ich modele po wyjściu z fabryki potrafią nosić ślady szlifowania nadlewek. Nikt inny tego nie robi! Nawet CMON i Awaken Realms, które słyną z dużej ilości figurek w swoich produkcjach i specjalizują się w przygotowywaniu świetnych projektów nie ma takich standardów jakości.


Na Tidal Blades czekaliśmy 2 lata i wydaje się, że było warto. Byliśmy podekscytowani tą grą odkąd przyszła informacja o wysyłce z europejskiego centrum dystrybucji, a po pierwszej rozgrywce jesteśmy jeszcze bardziej. Recenzja na pewno pojawi się na blogu, jednak zdążyliśmy się do tej pory dowiedzieć o tej grze tego, że niewiele o niej wiemy. Zasady są stosunkowo proste, ale ilość opcji na modyfikowanie poziomu trudności i złożoności komponentów jest tak duża, że będziemy potrzebować jeszcze wielu sesji zanim będziemy w stanie powiedzieć coś konkretniejszego niż to, że nam się podoba.

Kończąc, wsponę tylko, że Druid City Games ma u nas dużego plusa za zapakowanie całości w 90% w karton. Jak widać da się to zrobić i nie zapychać śmietników odbiorców kilogramami folii. Mam nadzieję, że w przyszłości inni wydawcy pójdą w ich ślady.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O chamstwie i czarnym humorze, czyli recenzja Kart Dżentelmenów

O umieraniu i nienawiści, czyli recenzja Dark Souls [część 2 - przygotowanie do rozgrywki i mechanizmy]

Diorama na konkurs Oathsworn: Into the Deepwood