O poszukiwaniach MacGuffina, czyli recenzja 5-Minute Mystery

MacGuffin został skradziony, a do otwarcia Muzeum Wszystkiego zostało tylko pięć minut! Czy zdołasz w tak krótkim czasie odnaleźć wszystkie wskazówki i wydedukować kto stoi za kradzieżą?


W 5-Minute Mystery, czyli najnowszej grze kooperacyjnej od Wiggles3D wcielamy się w detektywa i razem z maksymalnie 5 innymi graczami ścigamy się z zegarem rozwiązując tajemnicę zaginięcia… czegoś. Dosłownie czegoś, bo MacGuffin, który co chwilę przewija się w tej grze to nie jakiś konkretny element ekspozycji, a zapożyczone z branży filmowej określenie na coś co napędza fabułę, ale nie jest dla niej bezpośrednio istotne. Tutaj właśnie mamy dokładnie taką sytuację. Na zlecenie Muzeum Wszystkiego mamy znaleźć COŚ, co zostało z niego skradzione i tak naprawdę to nie jest ważne czego szukamy, ważne żeby rozwiązać zagadkę i znaleźć winnego. Jeśli chcemy, możemy czytając opis misji podmienić MacGuffin na coś innego, co uznamy za stosowne umieścić w tym kreskówkowym i zwariowanym świecie, albo po prostu uznać, że MacGuffin to MacGuffin. Nieważne! Mamy złodzieja do złapania! Albo dwóch! Albo trzeba zebrać poszlaki, żeby udowodnić kradzież jednemu z czterech podejrzanych! Albo… SZYBCIEJ, ZOSTAŁA TYLKO MINUTA!


Każda z 24 spraw, nad którymi będziemy pracować w 5-Minute Mystery będzie narzucała na nas presję czasu. Nie zawsze będzie to tytułowe 5 minut, niemniej jednak zawsze jest to limit, którego nie możemy przekroczyć. Każda ze spraw składa się z krótkiego opisu fabularnego, ograniczenia czasowego oraz celów do osiągnięcia aby można było uznać ją za rozwiązaną. Instrukcja sugeruje, żeby w trakcie sesji w 5-Minute Mystery nie rozwiązywać każdej zagadki po kolei, a raczej przygotować zestaw kilku z nich, na różnych poziomach trudności. Całym sercem się z tym zgadzam, bo o ile jestem fanem tej gry, to jej nadmiar po prostu męczy i nudzi. 5-Minute Mystery należy traktować jako grę, którą wyciągacie na sesję trwającą od kilku minut do godziny. Albo jako rozpoczęcie wieczoru gier, gdzie 5MM będzie przystawką, a nie głównym daniem.


Sprawy mamy w trzech lub czterech różnych poziomach trudności. Zależy to od wersji gry, my mamy edycję Mastermind, która zawiera dodatkowe, najtrudniejsze zagadki oraz kilku więcej podejrzanych. Idąc po kolei mamy sprawy zielone, czyli najłatwiejsze, przeznaczone dla początkujących. Dobrze sprawdzą się też podczas gry na przykład z dziećmi lub z rodziną czy znajomymi, którzy nie grają regularnie w planszówki. Dalej mamy sprawy żółte, czyli umiarkowanie trudne. To taka strefa komfortu graczy, którzy już wiedzą o co chodzi. Każda zagadka będzie wymagała pośpiechu i odrobiny myślenia, ale zazwyczaj nie będziemy mieć większych problemów ze znalezieniem rozwiązania. Sprawy czerwone są trudne i w ich przypadku musimy się nastawić na porażki i powtarzanie. Może się zdarzyć, że braknie wam czasu, pomimo że na niczym się nie zablokujecie ani nie zmarnujecie niepotrzebnie czasu pomiędzy scenami. Sprawy fioletowe są bardzo trudne i instrukcja sugeruje, żeby podchodzić do nich tylko grając w 5 lub 6 osób. 

Skoki w poziomach trudności są moim głównym problemem z 5-Minute Mystery. Zielone i żółte sprawy są dobrze zbalansowane i sprawiają, że gra się przyjemnie, niemal beztrosko. Nawet jeśli braknie nam czasu, to dzieje się tak zazwyczaj dlatego, że gdzieś się zablokujemy i uważam, że to jest jak najbardziej OK, bo jest z naszej winy. Następnym razem zrobimy coś szybciej, lepiej, sprawniej i uda się rozwiązać zagadkę. W przypadku spraw czerwonych i fioletowych już nie jest tak... różowo. Stosunkowo często zdarza się, że nie docieramy do rozwiązania przed upływem czasu i to nie z naszej winy, a po prostu dlatego, że wskazówki ułożyły się losowo w niekorzystny dla nas sposób i po prostu nie mieliśmy szans żeby znaleźć te, których potrzebujemy. To już jest odrobinę nie fair, bo nie mamy na to wpływu, gra po prostu uznaje to za normalną sytuację.

Jeżeli jesteście graczami, którym to nie będzie przeszkadzać to bardzo prawdopodobne, że będziecie się świetnie bawić przy 5-Minute Mystery. Jeśli jednak oczekujecie od planszówek wyzwań, które chociaż trudne, to zawsze wykonalne, to jednak radziłbym rozejrzeć się za czymś inny i poważniejszym. Ta gra po prostu taka nie jest i nawet nie próbuje być.


OK, ale na czym w ogóle polega 5-Minute Mystery? Wiecie już, że mamy do rozwiązania jakąś sprawę. Zazwyczaj polega to na znalezieniu podejrzanego o kradzież MacGuffina, jednak cele potrafią się różnić w zależności właśnie od konkretnej sprawy. Na początek wybieramy losowy kafelek podejrzanego, a każdy gracz otrzymuje swoją część kart podejrzanych. Te ostatnie są wspólne dla wszystkich, rozdziela się je po równo głównie po to, żeby łatwiej było się w nich zorientować, szczególnie na początku sprawy.


Rozgrywka podzielona jest na sceny, reprezentowane przez duże, pięknie ilustrowane karty. Na każdej z nich ukryty jest stały zestaw pięciu symboli: kwadrat, trójkąt, kóło, krzyżyk i gwiazda, jednak każdy z nich może występować w jednym z pięciu wariantów. Jeden z graczy obsługuje tak zwany kodeks, czyli urządzenie na którym ustawia w linii konkretne symbole, znalezione przez pozostałych graczy na karcie aktualnej sceny. Sztuczka polega na tym, że pozostali gracze muszą opisać znalezione warianty symboli w sposób zrozumiały dla osoby obsługującej kodeks, ale nie posługując się numerami pozycji na karcie pomocy. Po kilku grach staje się to łatwe, bo w naturalny sposób grupa wykształca coś na kształt wspólnego języka lub kodu, którym będziecie się porozumiewać. Wspomnienie wykrzykiwanych w pośpiechu "trójkąt-łódka" czy innych "kwadratów-dywanów" samo przywołuje uśmiech na twarz.

Jeśli graczom uda się poprawnie rozszyfrować scenę, co robi się porównując kombinację ustawioną na kodeksie z tą na odwrocie karty sceny, w nagrodę dostają wybraną przez siebie wskazówkę. Każda wskazówka ma swój unikalny klucz, reprezentowany przez kolorowe paski na krawędzi, podobnie z resztą jak każdy kafelek podejrzanego. Jeśli klucze na wskazówce i podejrzanym się zgadzają, oznacza to, że drogą eliminacji jesteśmy w stanie zawęzić grono potencjalnych złodziei. 


Przykładowo jeśli naszą wskazówką są rękawiczki i ich klucz zgadza się z tym na kafelku podejrzanego, oznacza to, że możemy przejrzeć nasze karty w ręce i odrzucić wszystkie stworzenia, które nie mają rękawiczek. Analogicznie, jeśli klucze się nie zgadzają, możemy odrzucić wszystkich podejrzanych posiadających przedmiot z odkrytej wskazówki. 

Następnie wybieramy koleją scenę, kodeks przechodzi do rąk następnego gracza, a reszta grupy zaczyna szukać nowego zestawu symboli, aż będziemy w stanie wykluczyć wszystkich podejrzanych, poza jednym. To tak w skrócie, bo poszczególne sprawy mogą modyfikować warunki rozwiązania zagadki dodając różnego rodzaju utrudnienia lub każąc nam na przykład znaleźć wszystkie wskazówki dla konkretnej postaci, złapać kilku podejrzanych, czy znaleźć konkretną wskazówkę.


Całość ilustrowana jest pięknymi, szczegółowymi i klimatycznymi grafikami. Każda karta podejrzanego jest czytelna na pierwszy rzut oka, a każda z postaci, które się na nich znajdują ma swój niepowtarzalny charakter. Karty scen mimo, że potrafią się powtarzać, to zawsze mają różne kombinacje symboli ukryte w różnych miejscach, co poza tym, że jest wizualnie atrakcyjne, zapewnia też całkiem niezłą regrywalność.

Odrobinę muszę jednak ponarzekać na jakość wykonania. Nie jest to produkcja wysokobudżetowa i to trochę widać, szczególnie po kartonowych żetonach, które sprawiają wrażenie jakby za jakiś czas miały się porozwarstwiać. Karty są śliskie, bez teksturowanego wykończenia, do którego co raz bardziej przyzwyczajają nas nowe produkcje. Na szczęście nie musimy ich zbyt często tasować, więc raczej nie powycierają się zbyt szybko. Pudełko ma cienkie ścianki i chociaż ma insert przygotowany specjalnie pod tą grę, to nie jest najlepiej przystosowane do stawiania pionowo. Testowałem i niestety wszystko się miesza w środku. Dla mnie osobiście nie są to problemy, które odstraszą mnie od 5-Minute Mystery lub sprawią, że nie będę polecał tej gry, bo będę, jednak ciężko nie zauważyć, że w produkcję wkradła się odrobina budżetowości.


W zamian za średnią jakość wykonania, Wiggles3D daje nam darmową aplikację mobilną. Jest ona utrzymana w takim samym stylu graficznym jak karty i poza oczywistą funkcją odmierzania czasu, oferuje też profesjonalne udźwiękowienie. Dzięki temu zamiast czytać wprowadzenie do rozgrywanej sprawy, możemy po prostu posłuchać naczelnika Muzeum Wszystkiego, który zrobi to za nas. Zazwyczaj jestem raczej sceptycznie nastawiony do wykorzystywania aplikacji mobilnych w planszówkach, jednak tutaj był to bardzo fajny i całkowicie opcjonalny dodatek i uważam, że sprawdza się świetnie. Większość z nas i tak użyje telefonu jako minutnika, dlaczego więc nie zrobić tego w sposób, który nie tylko nie złamie immersji, ale też ją poprawi?

5-Minute Mystery jest grą prostą i przystępną. Pomimo tego, że ma swoje problemy uważam, że jeśli będzie dostępna na polskim rynku to warto się nią zainteresować. My graliśmy w nią już kilka razy, zarówno we dwoje, jak i w większym gronie osób, z doświadczonymi graczami oraz z początkującymi i za każdym razem świetnie się bawiliśmy. Jedyny haczyk to to, że 5-Minute Mystery nie można traktować zbyt poważnie, co prawdopodobnie było zamiarem twórców od samego początku. Jeśli jesteście w stanie podejść do tej gry w ten sposób to z całego serca polecam, kupcie jak tylko się gdzieś pojawi. Są spore szanse na to, że nie tylko miło spędzicie czas, ale możliwe, że przekonacie kogoś nowego w świecie planszówek do zainteresowania się tym hobby. Jeśli jednak oczekujecie złożonej i poważnej produkcji, która za każdym razem da wam równe szanse i wykręci wasze szare komórki na lewą stronę, to może lepiej sięgnijcie po coś innego, bo 5-Minute Mystery takie nie jest i nawet nie próbuje tego udawać. U nas na pewno zostanie na półce na długo ;)

Losowość ⭐⭐⭐
Regrywalność ⭐⭐⭐
Immersyjność ⭐⭐
Jakość wykonania ⭐⭐⭐
Złożoność ⭐⭐
Interakcja ⭐⭐⭐
Instrukcja ⭐⭐⭐⭐⭐
Oprawa graficzna ⭐⭐⭐⭐⭐


Ocena: 7/10


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O chamstwie i czarnym humorze, czyli recenzja Kart Dżentelmenów

O umieraniu i nienawiści, czyli recenzja Dark Souls [część 2 - przygotowanie do rozgrywki i mechanizmy]

Diorama na konkurs Oathsworn: Into the Deepwood