Figurki do Pandemia: Czas Cthulhu

Pandemia: Czas Cthulhu to zdecydowanie jedna z ciekawszych i bardziej klimatycznych gier kooperacyjnych, w które graliśmy (w kategorii gier nie posiadających własnej, rozbudowanej fabuły). W najbliższym czasie z pewnością możecie spodziewać się obszerniejszej recenzji, teraz jednak chciałbym skupić się na samym procesie malowania figurek.

W zestawie jest ich dość sporo, bo 7 badaczy (postaci, którymi możemy grać), 3 Shoggothy oraz 26 kultystów (w mniejszej skali niż inne, bo często na planszy stoją po kilku na jednym polu). Ja postanowiłem całość podzielić na trzy fazy: badacze, Shoggothy i kultyści i malować po kolei wszystkie figurki z danej grupy zanim przejdę dalej.
Na początku oczywiście oczyściłem wszystkie modele z nadmiarowego materiału i wszelkich nierówności, potem standardowo mycie i suszenie, żeby podkład lepiej trzymał. Badaczy zdecydowałem się potraktować białym podkładem, jako że na kartach postaci byli reprezentowani przez obrazki o stosunkowo żywej kolorystyce (o ile można tak mówić o grze opartej na Cthulhu).


Powyżej możecie zobaczyć jak wygląda figurka Lekarza przygotowana do malowania. Niestety akurat ten model sprawił mi przykrą niespodziankę w postaci wygiętej laski. Była krzywa od początku, więc wyprostowałem ją i usztywniłem na kilka godzin, po czym pomalowałem... a po następnych kilku godzinach laska wróciła do swojej pierwotnej postaci. 


Przyznam, że wygląda to dość głupio, ale postanowiłem już tego nie poprawiać. Jedna sprawa, to bałem się zepsuć malowanie, a druga to to, że i tak nie robię tego profesjonalnie, większości uczę się na własnych błędach, więc uznałem, że wolę jednak zostawić sobie niedoskonałe prace w ramach swoistego figurkowego portfolio, niż ciągle wracać do tych samych i poprawiać co raz to inne rzeczy.
Mimo wszystko Lekarz oraz Iluzjonista to dwójka badaczy, którzy uważam, że wyszli mi najlepiej ze wszystkich.


Większość modeli z Pandemii jest całkiem niezłej jakości. Są różnej wielkości, bo badacze mają 4 cm, Shoggothy 2.5 cm, natomiast kultyści są mniejsi, bo mają 2 cm.
Samych badaczy malowało się dość prosto. Zazwyczaj nakładałem 3-5 bazowych kolorów, po czym robiłem cieniowanie 2-3 washami i koniec. Przyznam, że przy okazji przeprowadzałem mały eksperyment z wykorzystania farb nie-modelarskich. W zdecydowanej większości korzystam z Citadela, jednak nie miałem koloru fioletowego, więc kupiłem taki zwykły, w tubce (Koh-I-Noor, więc z tego na ile się orientuję dość dobrej jakości).


Uważam, że wyszło całkiem nieźle, jedynie z samym przygotowaniem farby trzeba się trochę namęczyć, bo konsystencja jest dużo gęstsza niż w farbach modelarskich (chociaż i jedno i drugie to farby akrylowe) i miałem wrażenie, że szybciej gęstnieje na mokrej palecie. Z washem postanowiłem nie eksperymentować, więc po prostu mieszałem niebieski i czerwony żeby cieniować fiolet.*


Efekt końcowy jak powyżej :)



W drugiej kolejności zabrałem się za Shoggothy. Tutaj uznałem, że z uwagi na ich naturę lepiej iść w ciemne tony, więc zdecydowałem się na czarny podkład.


Pandemia nie daje żadnego przykładu jak te potwory powinny wyglądać w kolorze, więc zrobiłem mały research w internecie. Uznałem, że mam do wyboru jedną z trzech opcji kolorystycznych: zieloną, granatową lub fioletową. Tutaj odezwał się we mnie rasowy polak, bo miałem na palecie od cholery rozrobionej fioletowej farby po eksperymentach z badaczami, więc szkoda mi było ją zmarnować ;) 

Plan był prosty: 


Krok pierwszy – fiolet jako kolor bazowy, brąz jako kolor wnętrza paszczy i języka.

Tutaj akurat model, który malowałem jako trzeci

Krok  drugi – dry brush highlightów. W przypadku pierwszego Shoggotha zdecydowałem się na kolor biały, ale przyznam, że nie do końca mi się spodobał. Nałożony później wash nie pokrył go tak dobrze jak się spodziewałem, przez co finalnie wyglądało to dość niechlujnie... W drugim modelu zastosowałem jaśniejszy fiolet, a w trzecim zdecydowałem się poeksperymentować z czerwonymi highlightami, bardziej, żeby wprowadzić wrażenie zmiennokształtnej kupy mięsa i macek niż faktycznie coś rozjaśnić. 

Model malowany jako drugi (według mnie wyszedł najlepiej)

Krok trzeci – zabawa wet blendingiem na języku i zęby. Pierwszy raz próbowałem robić gradienty na figurkach i przyznam, że jestem całkiem zadowolony z efektu. Zacząłem od ciemno brązowego od wnętrza paszczy, przez jaśniejszy brązowy na środku i jasny czerwony na górze i końcu jęzora. Zęby zrobiłem na biało, bo i tak planowałem je przyciemnić później.

Krok czwarty – WASH! Fioletowy hojnie po całości, czerwony w paszczy i na zębach od strony dziąseł. Prosto i skutecznie :)

Krok piąty – oczy. Białka zrobiłem na biało, źrenice to czarne kropki. Całe gałki oczne na krawędziach przeciągnąłem lekko czerwonym washem, po czym jak już wysechł poprawiłem po całości żółtym washem.


Krok szósty – lakierowanie (lakier z Citadela) i poprawienie oczu i wnętrza paszczy błyszczącą farbą. Efekt końcowy powyżej.



W przypadku kultystów również zdecydowałem się na czarny podkład, ale postanowiłem też wprowadzić odrobinę zróżnicowania kolorystycznego (pomimo tego, że w grze każdy kultysta jest taki sam). 



Uznałem, że dobrym pomysłem będzie nadanie im cech wspólnych w postaci złoceń na krawędziach szat i srebrnego wisiora z „krwawym” klejnotem, ale za to podzieliłem ich na cztery grupy i każda dostała kolor przewodni: ciemno czerwony, zielony, granatowy lub fioletowy.



Na początku próbowałem zaczynać od dry brusha, żeby ich trochę rozjaśnić, ale dość szybko uznałem, że po pierwsze to nie ma większego sensu przy tej skali, a po drugie w tym kontekście powinno mi raczej zależeć na przyciemnianiu niż rozjaśnianiu.



Po nałożeniu koloru bazowego w zasadzie na całości modelu poza twarzą, po prostu nakładałem wash w odpowiednim kolorze na całość. Następnie malowałem twarz na kolor kości i traktowałem ją szarym washem, starając się zostawić nadmiar, tak żeby wyglądało jakby kaptur rzucał głęboki cień.

Kolejnym krokiem było pomalowanie krawędzi szat, paska i srebrnego wisiora. Jak wcześniej wspomniałem, każdy kultysta dostał te same kolory w tym wypadku. Sam kryształ we wnętrzu malowałem dopiero po lakierowaniu, żeby zachował połysk.



Jako ostateczne wykończenie zdecydowałem się namalować na podstawkach symbole bram, które są używane w żetonach w grze. Kultyści pojawiają się na planszy, żeby przywoływać Przedwiecznych, więc chciałem uzyskać efekt jakby byli w trakcie rytuału.



Pandemia: Czas Cthulhu to mój pierwszy tak duży i złożony projekt (pomimo, że same modele były stosunkowo proste). Popełniłem w trakcie kilka błędów, ale ogólnie jestem całkiem zadowolony z finalnego efektu.

Jeśli chcecie zobaczyć więcej zdjęć, to w najbliższym czasie planujemy założyć też funpage na FB i profil na Instagramie. Linki do obu znajdziecie pod każdym postem, jak tylko się z tym uporamy, więc zapraszamy do sprawdzania co jakiś czas ;)

*Myślę, że da się korzystać z akryli do płótna przy malowaniu figurek, jednak nie polecam od tego zaczynać, bo trzeba wiedzieć chociaż minimum o tym w jakiej konsystencji farba powinna być nakładana, a ciężko to zrobić bez dobrego punktu odniesienia. Lepiej na początek kupić chociaż kilka farb modelarskich sprawdzonej firmy i zobaczyć jak się je nakłada po rozcieńczeniu, bo zbyt gęsta farba potrafi zepsuć bardzo dużo.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O chamstwie i czarnym humorze, czyli recenzja Kart Dżentelmenów

O umieraniu i nienawiści, czyli recenzja Dark Souls [część 2 - przygotowanie do rozgrywki i mechanizmy]

Diorama na konkurs Oathsworn: Into the Deepwood